Niebieski kłębek myśli...

          Ostatni wpis był bardzo ogólny. Było w nim, z tego co pamiętam, o złamanym sercu, bólu, cierpieniu. Jednak, od kwietnia, w moim życiu nastało tyle znaczących i bolesnych zmian. Patrząc na to teraz z boku, jako osoba trzecia, zastanawiam się, jak to jest że to przeżyłam.

          Każdy ma problemy, wiadomo. Każdy się z czymś zmaga I każda persona może powiedzieć że jej w życiu ciężko. Pytanie nasuwa się jedno. Czy rzeczywiście ich żywoty są tak trudne jak mówią. Nigdy nie wnikałam w to, kto ma jaki problem. Chcieli to mówili. Nie chcieli to nie wspominali. U mnie, hmm, sprawa się trochę pokomplikowała od kwietnia br. Ścisłej mówiąc, parę spraw.
Czy wyleczyłam złamane serce? Nie
Czy uporałam się z odrzuceniem przez miłość życia? Nie
Czy przez ten czas zaznałam szczęścia? I tak I nie
Dalej jestem tak naiwna jak byłam? Niestety tak
Czy jestem szczęśliwym człowiekiem? Krótko, nie.

          Tysiące pytań, zero odpowiedzi. Tysiące myśli, żadne nie uporządkowane. Nadmiar obu, tonę w nich jak w oceanie smutku.
Z zewnątrz zobaczycie najszczęśliwszą osobę na świecie, rozmawiającą z każdym z kim da się pogadać. Uśmiecham się mimo bólu. Uśmiecham się mimo cierpienia. Zabawna, rozrywkowa, szalona.

           W tej głowie, otoczona toną myśli znajduje się bańka, bariera, która chroni zawartość. Na straży tej zawartości stoją rozwścieczone piekielne ogary. Ich oczy jarzą się czerwonym blaskiem. Pilnują tego co w środku. Skrupulatnie bo jak dotąd nie pozwoliły nikomu przejść. Wystarczą dwa by  było bezpieczne I nie uciekło. Zaś w bańce, niewola. Dookoła ciemność, cisza, nicość. Więzienie. Najgorszy scenariusz dla tych, którzy boją się samotni. Więzienie nie jest duże. Jest to mała klatka zbudowana z żelaznych i mocnych prętów, przez które nawet mysz się nie prześlizgnie. Kraty rozżarzone na tyle by ten cień zamknięty nie mógł uciec. Nie mógł się poruszyć. Nie mógł nic... I tym cieniem jest moja mentalność. Moje prawdziwe ja. To co głęboko chowam. Jestem uwięziona, nie mogę się poruszyć, krzyczę ale nie nie słyszę swojego głosu. Płacze ale nie czuje łez na policzkach.

          I to widzę gdy zamykam oczy. Siebie, w klatce. Brak możliwości ruchu. Każde poruszenie się sprawia ból. Czy to się właśnie nazywa depresja? Pogrążam się w tym chaosie każdego dnia coraz bardziej. Niżej i niżej. A demony klaszczą. Cieszą się, świętują. Pogańskie obrzędy. A moja dusza zanika. Umiera. Zatraca się na tej nicości.

          Były myśli samobójcze. Była ochota by zniknąć. Zostawić to wszystko i od tak odejść. Nie oglądać się za siebie. Przestać oddychać. I po co, można zapytać. Cóż, jestem głupia. Zakochałam się w kimś kto nigdy nie będzie dla mnie osiągalny. Nigdy nie spojrzy na mnie jak na "materiał na dziewczynę". Nigdy mnie na oczy nie zobaczy. Można zadać sobie pytanie, dlaczego. 400km jednak robi swoje. Kilometry jak wiek, nie ma znaczenia. W teorii. W praktyce jest to trochę inaczej. Covid również sprawił że jest to nie osiągalne. Pokochałam tego człowieka 8 lat temu. Utracona i nie spełniona miłość. Takie love story ale bez happy endu. A miało być tak pięknie. Wyszło jak zawsze.

"Powiedz że go kochasz! Napisz, zadzwoń!"

          Zrobiłam to. Napisałam "kocham Cię". Odpowiedź roztrzaskała moje serce na milion kawałków. Sprawiła, że pomimo bycia twardą, rozpłakałam się jak małe dziecko.  Wtedy miałam wrażenie że on stoi przede mną i wbija bardzo powoli ostry nóż w moje serce. Wbija, rusza nim, wierci. Patrzy na mnie i się uśmiecha. Szyderczo. Załamanie emocjonalne przyszło na drugi dzień. Wstałam zamulona, usiadłam na łóżku, policzki miałam mokre od łez. Oczy napuchnięte jakby ktoś mi przywalił. Ból w resztkach serca był nie do opisania. Czułam milion igieł wbitych tak głęboko, że nie sposób je wyjąć. Wtedy, umarłam.

Put smile on your face, no one will notice your tears.

           Jaki iż jestem osobą która zakłada codziennie maskę I to nie tą, którą musimy nosić bo epidemia. Zakładam happy face I udaje że wszystko gra. Tak było I tym razem. Założyłam maskę I poszłam do ludzi bo tak. Bo nie było wyjścia. Te łzy dało się ukryć. Robotę robił kaptur z czarną maseczką. Nikt nic nie widział. Nikt nic nie wiedział. Do czasu. Palnęłam głupotę. Do osoby do której nie powinnam. Głupota ze mną zawsze I wszędzie. Powiedziałam coś co bardzo lubię powtarzać od czasu do czasu. I to najszczersze. Moje motto można powiedzieć.

To że ktoś się uśmiecha nie znaczy że jest szczęśliwy.

          Wpadłam wtedy w niepożądane gówno tak naprawdę. Każdy robi głupoty w życiu ale chyba ja już jestem za stara na tak błahe błędy. A jednak go popełniłam. Przez roztrzaskane serce. Przez brak tego narządu. Chciałam zatkać ten ból, ta dziurę. Niby pomogło ale szybko się okazało, że to nie to czego szukam.

          Po czasie, całkowicie przypadkiem, wrócił on, wróciło 400km. Nie wiem co mam robić i myśleć. Zdarza mi się śnić o nim, lecz te sny są mało pozytywne. Najczęściej kończy się tym że on wcale nie jest szczęśliwy że mnie widzi a ja za każdym razem płacze w śnie. Czy płacze śpiąc? Nie mam pojęcia. Wiem ze w śnie na pewno to robię. Za każdym razem gdy go widzę w krainie Morfeusza. Możliwe że to jedyna forma spotkania go jaka jest mi dana. Na nic więcej nie mogę liczyć. Ok, pasuje, mogę go widywać co noc. Tylko dlaczego muszę płakać w tej krainie co noc? Dlaczego nie mogę dostać raz pozytywnej projekcji? Nie umiem na to odpowiedzieć.

         Całe moje życie mnie boli. Często myślę by je skończyć. Znajomy namawia mnie bym poszła do psychologa. Nie pójdę. Nie chce usłyszeć że moja wymyślona depresja istnieje na prawdę. Kolejny
wbity gwóźdź. I po co? Na to też nie umiem odpowiedzieć.

          Bycie tu i pisanie tego, nie jest prostym zadaniem. Wylanie tego wszystkiego, spisanie wszystkich złych myśli, które do tej pory siedzą mi w głowie jest nie przyjemne. Czasem zastanawiam się czy lepiej byłoby gdybym nie istniała dla świata....

          Jeśli dotarliście aż tu z czytaniem, chwała wam za to, mało komu się to udaje. Myślcie co chcecie, żebym przestała użalać się nad sobą I zaczęła żyć. Nie życzę by ktoś był w takim położeniu. Wypociny spisane z paru miesięcy wstecz. Ten rok to porażka. Dziękuję, dobranoc. 

byJust

    1 komentarz:

    1. Mam nadzieję, że się ułożyło i już możesz się uśmiechać z ulgą

      OdpowiedzUsuń