Życie jest różne. Albo zaznasz odrobiny szczęścia albo pocierpisz. Wg niektórych, trzeba trochę pocierpieć by później zaznać szczęścia. Ja natomiast mam ostatnio pasmo samych niewypałów i nieszczęść... W sumie odkąd wróciłam do Polski, po cudownym pobycie w Niemczech. Dostałam w kość niejednokrotnie, podnosiłam się po porażkach i uparcie szłam na przód. Nic nie było w stanie mnie powstrzymać lecz teraz? Teraz to ja mam wrażenie, że już się nie podniosę. Nie wstanę. Głowę mam spuszczoną w dół, staram się nie płakać, lecz łzy same napływają mi do oczu i cisną się by wypłynąć...
Wszyscy mówią:
"Hej, głowa do góry, będzie dobrze!"
A jeżeli nie będzie?
Na chwilę obecną odechciewa mi się żyć. Na chwilę obecną mam ochotę zniknąć. Na chwile przestać istnieć. Znaleźć dobrą skrytkę, wymazać moją osobę z pamięci.
Po co żyć jak się nie ma dla kogo? Dla siebie, powiecie. Ale ilu z Was tak naprawdę żyję dla siebie? Złamane serce i pasmo niepowodzeń wystarczająco mocno dołują osobę, która tego doświadcza. Cały świat legnie nam w gruzach, ot tak, bez odliczania. Teraz, już.
Kiedy to piszę, łzy lecą po policzkach, ocieram je by nikt nie widział. W końcu twarda baba ze mnie a takie nie płaczą. Jednak ile czasu mam w sobie tłamsić całą złość, całą nienawiść do tego świata? Chyba już starczy ukrywania emocji. Ale pokazywanie ich też nie jest wskazane bo inni mogą je wykorzystać. Mam ochotę krzyczeć, rozwalać, płakać. A jednak, siedzę w ciszy, myślę co napisać, jak napisać. Zastanawiam się..
Czy to aby na pewno koniec mojego nieszczęścia?
'Cause every love story always end in tragedy, If you wait long enough
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz